Rozważania na Gorzkich Żalach - część VI Drukuj
Wstęp:

W tegorocznym Wielkim Poście ze śpiewem Gorzkich Żali na ustach i z nauczaniem św. Franciszka Salezego w pamięci wchodziliśmy na Kalwarię jako górę dusz zakochanych. Odnajdywaliśmy na nowo rozmiłowanego w nas Pana Jezusa. Rozbudzaliśmy też naszą do Niego miłość upodobania i zjednoczenia, wyrażaną na co dzień w modlitwie oraz w wypełnianiu woli Bożej. Dziś, na zakończenie tych rozważań, zatrzymamy się nad słowami naszego Boskiego Oblubieńca wypowiedzianymi podczas Ostatniej Wieczerzy: To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem (J 15, 12). Niech rada św. Franciszka Salezego pomoże nam wzbudzić dzisiejszą intencję: Po modlitwie o miłość Boga należy zawsze dodać prośbę o miłość bliźnich, zwłaszcza tych, do których nie czujemy sympatii.

                       

Kazanie:

Miłość do bliźnich jest wyrazem i sprawdzianem naszej miłości do Boga. Prawdziwa miłość to nie uczucie, bo uczucia ze swej natury są zmienne.  Dojrzała miłość to postawa zakorzeniona w rozumie i w woli. Dla nas, chrześcijan, ogromną pomocą w miłości jest wiara w Boga. To ona motywuje i mobilizuje do miłości bliźniego. Wierzymy, że Bóg z miłości stworzył, zbawił i uświęca każdego człowieka. Natomiast rozum i wola czasem działają jak hamulec, innym razem jak motor, na przykład w tramwaju: zatrzymują niechęć i uprzedzenia, a pobudzają do działania dla dobra bliźniego oraz odnajdywania w nim Bożego obrazu i podobieństwa.

Ale co zrobić, kiedy trudno nam kochać, na przykład nieprzyjaciół, tych, którzy wyrządzają nam krzywdę, którzy z nas szydzą? Na szczęście na to pytanie znajdujemy odpowiedź w pismach św. Franciszka Salezego. W zbiorze jego cytatów zatytułowanym Radość miłowania Boga znaleźć można rozdział: Gdy bliźni jest moim krzyżem.

Okazuje się, że i z tym bliźnim, czasem chorym współmałżonkiem, czy niewdzięcznym dzieckiem, z nieznośnym sąsiadem, z cynicznym szefem w pracy, można wchodzić na Kalwarię, górę osób zakochanych. Nie wymagajmy od siebie, że będą nas z nimi łączyć takie same relacje jak Maryję ze św. Janem! Pamiętajmy jednak, że na Kalwarii Pan Jezus rozmawiał ze współwiszącym łotrem i przebaczył i jemu, który wyraził skruchę za swoje grzechy, i tym, którzy Go ukrzyżowali, modląc się za nich.

To nie w naszych oprawcach mamy być zakochani, ale w Panu Jezusie, który cierpiał za nas i wzór nam zostawił: gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył (zob. 1P 2, 21-22). Możemy się modlić zgodnie z radą św. Franciszka Salezego: Bądź dobra dla bliźniego; mimo wzburzenia i wybuchów gniewu powtarzaj przy każdej sposobności te Boskie słowa Zbawiciela: „Kocham ich, Panie, Ojcze Przedwieczny, kocham tych bliźnich moich, albowiem Ty ich kochasz, Tyś mi ich dał za braci i siostry, Ty chcesz, abym ich miłowała, jak i Ty ich umiłowałeś”.

Do św. Joanny de Chantal, młodej wdowy wychowującej sześcioro dzieci w domu swojego teścia i jego konkubiny, św. Franciszek Salezy pisał: Jeśli konieczność współżycia z osobą bardzo przykrą sprawia nam wielką udrękę, trzeba ten krzyż ofiarować Bogu i przyjąć go z całego serca przez wyrażenie zgody na dźwiganie go nawet prze całe życie, gdyby taka była Jego wola. Powinniśmy łagodnie i chętnie znosić to cierpienie, a dla tej osoby mieć szczególny szacunek. Bowiem została nam dana przez Boga, aby nas ćwiczyć we wszystkich cnotach. Gdyby ta osoba zmieniła się i złagodniała, należy otoczyć ją serdecznym ciepłem i nigdy nie wypominać jej przeszłości (Radość miłowania Boga, s. 120).

Może rodzi się w nas myśl: łatwo powiedzieć! Ale słowa Doktora Miłości Bożej potwierdzają się w jego własnej pracy nad sobą. Z natury porywczy i gwałtowny osiągnął godną podziwu łagodność i opanowanie. Zdarzyło się, że pewien szlachcic brutalnie zelżył św. Franciszka Salezego. Gdy wreszcie umilkł, św. Biskup Genewy powiedział spokojnie: Przyjacielu, choćbyś mi wyrwał jedno oko, drugim patrzyłbym na ciebie z miłością (Radość…, s. 128).

A zatem nasza miłość do bliźnich, którzy są dla nas krzyżem, wyraża się choćby w cierpliwości i opanowaniu. Ich źródłem jest łagodność samego Pana Jezusa, który kocha nas nieustannie. Znosi nasze niedoskonałości i wady. Podobnie my powinniśmy odnosić się do naszych bliźnich i zawsze ich znosić (Radość…, s. 118).

Nie martwmy się, że nie wszystko nam wyjdzie od razu: Trzeba zdobyć się na odwagę, by nie popadać w zniechęcenie i nie dziwić się, że mamy złe skłonności. Całe życie dał nam Bóg, byśmy ich się pozbywali (Radość…, s. 85). Mimo to nie odkładajmy tego dzieła „na potem”, ale jak mówi wielkopostna antyfona brewiarzowa Umocnieni łaską Bożą pracujmy nad sobą w wielkiej cierpliwości. Obyśmy cieszyli się z owoców tej pracy, jak św. Franciszek Salezy: już na ziemi, a potem w niebie.